Dostałam w spadku mieszkanie po cioci. Kiedy weszłam do środka, nie spodziewałam się, że będzie w nim mieszkać ktoś, kto nigdy nie powinien tam być

Gdy ciocia Zofia odeszła, nie spodziewałam się, że zostawi mi mieszkanie w centrum miasta. Myślałam, że to będzie nowy początek, coś, co pomoże mi stanąć na nogi po trudnych chwilach. Jednak kiedy otworzyłam drzwi, czekało na mnie coś, czego nie mogłam sobie nawet wyobrazić…

Oczekiwałam pustego mieszkania, może kilku starych mebli. Ale w salonie na kanapie siedziała osoba, której absolutnie nie powinno tam być. Oto, co się wydarzyło, gdy spróbowałam rozwiązać ten dziwny problem…

Oczekiwania kontra rzeczywistość

Kiedy dowiedziałam się, że odziedziczyłam mieszkanie po mojej cioci Zofii, byłam pełna emocji. Mieszkanie w centrum miasta, choć może nie było wielkie, wydawało się idealne na nowy początek. Życie ostatnio nie było łatwe, a to mieszkanie miało być moją szansą na odrobinę spokoju i stabilizacji. Ciocia Zofia była osobą o wielkim sercu, zawsze pomagała mi w trudnych chwilach. Wiadomość o jej śmierci przyszła niespodziewanie, a spadek wydawał się ostatnim darem od niej, jakim mogła mnie obdarzyć.

Szykowałam się na dzień przeprowadzki z ekscytacją, myśląc o tym, jak urządzę nowe wnętrza. Weszłam do mieszkania, które pachniało przeszłością. Każdy kąt przypominał o cioci, ale to było w porządku. Czułam, że teraz to miejsce należy do mnie. A jednak, gdy otworzyłam drzwi do salonu, świat się zatrzymał.

Niespodziewany gość

Na kanapie siedział mężczyzna, w wieku około pięćdziesięciu lat. Wyglądał, jakby mieszkał tam od zawsze. Spokojnie przeglądał gazetę, jakby był u siebie, a ja była tylko gościem. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Kim on jest? Co tu robi? Dlaczego siedzi na kanapie w mieszkaniu, które od tej chwili miało należeć do mnie? Próbowałam zebrać myśli, ale jedyne, co wykrztusiłam, to ciche „Co ty tu robisz?!”

Mężczyzna podniósł wzrok, nieco zaskoczony moim widokiem, ale jego spokój wydawał się dziwnie wyważony. „To ja powinienem o to zapytać” – powiedział. Byłam zdruzgotana. Nie znałam tego człowieka, nigdy nie widziałam go w życiu, a teraz twierdził, że ma prawo przebywać w moim mieszkaniu.

Kim on jest?

Szybko zaczęłam się dopytywać, kim właściwie jest ten człowiek i co tutaj robi. Jego odpowiedzi były zaskakująco konkretne. Twierdził, że jest… partnerem cioci Zofii. Miałam trudności z przetrawieniem tej informacji. Ciocia Zofia nigdy nie wspominała o żadnym partnerze! Przecież zawsze mówiła, że jest szczęśliwa sama, a teraz ten człowiek próbował przekonać mnie, że mieszkał z nią przez ostatnie pięć lat?

Moja pierwsza reakcja to oczywiście wyparcie. Przecież jeśli mieszkanie przeszło na mnie, to nikt nie powinien tutaj być. A już na pewno nie on. Kiedy jednak zaczął opowiadać o tym, jak opiekował się ciocią, gdy chorowała, złość we mnie narastała. To nie miało sensu! Czemu nikt mi o nim nie powiedział? Czemu ciocia Zofia nie wspomniała o nim w testamencie? Czy to był jakiś żart?

Narastająca frustracja

Zaczęłam zadawać coraz więcej pytań, a mężczyzna stawał się coraz bardziej defensywny. Próbował mnie przekonać, że ma pełne prawo tam być, że to mieszkanie należy również do niego, bo żyli tu razem. Jednak żadne dokumenty na to nie wskazywały. Powiedziałam mu jasno, że albo pokaże mi dowód, albo musi się wynieść. Wtedy właśnie zaczęła się prawdziwa kłótnia.

On twierdził, że ciocia Zofia obiecała mu, że zostanie tu na zawsze. Ja upierałam się, że testament mówi co innego. Atmosfera w mieszkaniu zrobiła się napięta, a moje serce biło jak oszalałe. Zaczęłam się zastanawiać, czy on w ogóle mówi prawdę, czy może to tylko sprytny oszust, który próbuje mnie zmanipulować.

Cała prawda wychodzi na jaw

W końcu, po wielu próbach rozwiązania tego konfliktu, zdecydowałam się na krok, który mógł wszystko wyjaśnić. Zadzwoniłam do notariusza, który był odpowiedzialny za testament cioci. Po kilku minutach rozmowy odkryłam, że ciocia Zofia rzeczywiście złożyła pewne dodatkowe dokumenty, które nie były uwzględnione w pierwotnej wersji testamentu. Okazało się, że ten mężczyzna, Adam, faktycznie miał prawo do mieszkania – na rok po śmierci cioci. Ciocia dała mu czas na uporządkowanie spraw i znalezienie nowego miejsca do życia, a potem mieszkanie miało przejść na mnie.

Byłam w szoku. Nikt nie wspominał o tym wcześniej, a ja, zamiast spokojnie porozmawiać, zaczęłam od kłótni. Adam przeprosił za to, że nie wyjaśnił mi tego od razu, ale był przekonany, że o wszystkim wiem. Zrozumiałam, że ciocia chciała dobrze – nie chciała nikogo skrzywdzić, ale w efekcie doprowadziła do nieporozumienia.

Co byście zrobili na moim miejscu? Historia skończyła się spokojnie, ale przez cały czas byłam na krawędzi. A wy, jak byście zareagowali w takiej sytuacji? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!

You might also like

Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.

error: Content is protected !!